sobota, 3 listopada 2012

Take a hat





Już od kilku lat po moim pokoju pałęta się kapelusz ze zdjęcia ( niestety nie widać go tak mocno ). Jest on mojej mamy, Pamiętam jak go nakładała w zimę do swojego długiego brązowego płaszcza, miałam wtedy może 5 lat, nie wiem z jakiej przyczyny, ale ten obraz mamy utkwił mi w pamięci. Ostatnio miałam bardzo dobry humor po powrocie ze szkoły, a to ze względu na to, że : po pierwsze rozpoczął się tzw. długi weekend ( który wcale nie jest długi ), po drugie mój chłopak wrócił z Olsztyna, a po trzecie rozbawiła mnie pewna piosenka, nie będę podawała tytułu, bo aż wstyd, że z moich głośników leciał taki rodzaj muzyki. Jednak jest to utwór, który na pewno znajdzie sie na mojej "liście" poprawiaczy humoru :)
No więc gdy biegałam po całym domu podśpiewując tą piosenkę, natknęłam się na kapelusz mamy. Z takim dodatkiem tańczyło mi się o wiele przyjemniej. Na zakończenie moich wygibasów musiałam zrobić zdjęcie. Tak wiem, urzekająca historia... Ale takie chwile dają tyle szczęścia.
Śmieszna muzyka, stary kapelusz, zapach pieczonych babeczek - to jest moje szczęście.
Niech ono nigdy nie znika, a jeśli będzie musiało to tylko na kilka dni, nie więcej i tylko fizycznie, bo w sercu chce je czuć już zawsze. 

Tylko 5 dni.







2 komentarze:

  1. Bardzo Ci zazdroszczę i życzę żebys zawsze czuła sie szczesliwa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kipiący szczęściem wpis :)

    A kapelusz kojarzy mi się nieodłącznie z "nieznośna lekkość bytu" :)

    bragda marszcz

    OdpowiedzUsuń